HomeHome ::
Użytkownik nie zalogowany :: Zaloguj się
Data :: 2024.04.19
 
Rejsy Rejsy
Czartery Czartery
Szkolenia Szkolenia
Zdjęcia Zdjęcia
Ogłoszenia Ogłoszenia
Forum Forum
Wydarzenia Wydarzenia
Materiały Materiały
Opowiadania Opowiadania
Zgłoszenie Zgłoszenie
Kontakt Kontakt
Linki Linki
Login
Hasło
 
Opowiadania :: Niedźwiedzie mięso -
 
:: "Rejs na Spitzbergen" ::

    Któregoś dnia w kwietniu, jak zwykle przy okazji odwiedzin rodzinnej Łodzi, zajrzał do mnie Piotrek Grochowski. Stary przyjaciel, z którym razem chodziliśmy do klasy w III liceum, potem razem zaczynaliśmy żeglować po morzu, studiuje teraz w Warszawie i tylko czasami wpada odwiedzić rodziców. Na szczęście nie zapomniał o znajomych i znów mamy okazję napić się piwa. Ale tym razem nie było tak całkiem "jak zwykle". Rozmawialiśmy, co normalne o tej porze roku, o wakacjach, ja żaliłem się, że mam dosyć włóczenia się autostopami po Bliskim Wschodzie, że brakuje mi jachtowego życia, które od pierwszych mazurskich rejsów bardzo przypadło mi do gustu, a sól morza, którą swego czasu przesiąkłem, całkiem się wypłukała. Grochu przerwał mówiąc krótko: co byś powiedział o rejsie na Spitsbergen? Znasz mojego kuzyna z Bydgoszczy. Poza nim jest tam jeszcze kilku zapaleńców i obrali właśnie taki cel. Jeden nie dostał urlopu i jest wolne miejsce, płyniesz? Ciężko było zasnąć tej nocy. Kilka dni później zadzwoniłem do kapitana żeby potwierdzić, że jestem chętny, ale okazuje się że Andrzej dostał jednak urlop i miejsca nie zwolni. Najwyżej mogę zostać w rezerwie. Kiepsko, ale jest nadzieja.
    Pierwszy tydzień maja spędziłem z przyszłymi polarnikami na przystani w Górkach Zachodnich niedaleko Gdańska. Tam od lat zimuje jacht "Solanus", dzieło pracowników Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego w Bydgoszczy. To już trzecia po słynnym "Eurosie" i "Zentku" jednostka zbudowana systemem gospodarczym przez kolejarzy. Solidna czternastotonowa stalowa konstrukcja oparta na planach najbardziej popularnych w kraju "Jotek". Od rana do zmierzchu czyściliśmy "Solanusa" z rdzy, starej farby, malowaliśmy, naprawialiśmy wszystko, co tylko można. Wszak jacht idzie w długi rejs, a morze nie znosi niedbalstwa. Któregoś dnia woła mnie Bronek (kapitan) i mówi: "Widzę chłopie, że oczy ci błyszczą i strasznie chcesz płynąć. Zamierzałem jechać w osiem osób, ale jacht ma dziewięć miejsc do spania, będzie ciasno, ale jak chcesz to płyń z nami. Tylko pamiętaj, będzie dużo rzeczy, może być tak że nie będziesz miał własnej koi, bo przerobimy ją na magazyn żywności. Będziesz tułał się po jachcie tam gdzie akurat jest miejsce zwolnione przez wachtowych". Mimo że Bronek jeszcze przez miesiąc próbował mnie straszyć wiedziałem, że płynę. Od tej pory i dla mnie machina ruszyła pełną parą. Dwumiesięczna wyprawa wymaga przynajmniej tak samo długich przygotowań. Mapy, locje, prowiant, ciuchy, ubezpieczenia - trzeba to załatwić i opłacić, a na to potrzeba pieniędzy. Ziarnko do ziarnka, zbieraliśmy co się da. Gnębiliśmy niemiłosiernie wszystkich, którzy mogli jakoś pomóc.
    Pod koniec czerwca wszystko zapowiadało się dobrze, więc należało oficjalnie zainaugurować przygotowania do wyprawy. W sali konferencyjnej armatora jachtu RTW Bydgostia Kabel, znanego i utytułowanego klubu wioślarskiego, załoga spotkała się z władzami. Siedzimy wszyscy przy długim stole konferencyjnym, choć w myślach stale przewija się morze, lodowce Spitsbergenu. Gdy kapitan kreśli cel wyprawy, kompletne zaskoczenie. Okazuje się że dotarcie na Spitsbergen jest tylko pierwszym etapem. Potem idziemy jak najdalej na północ i w zależności od sytuacji lodowej opływamy całą wyspę wchodząc do cieśniny Himlopen, a przy bardzo sprzyjających warunkach idziemy dalej na północ do Ziemi Północno-Wschodniej i staramy się obejść cały Svalbard. Kąsek łakomy, zwłaszcza że nie zrobił tego do tej pory żaden polski jacht, a co do wyczynów zagranicznych żeglarzy po prostu nie wiemy, bo nigdzie nikt o tym nie pisze. Trasa rejsu robi wrażenie na władzach klubu, komandor Antoni Bigaj staje się naszym wielkim sojusznikiem. Pełna akceptacja, krótkie omówienie szczegółów i dalej do roboty. Wyprawę dzielimy na dwa etapy. Pierwszy rozpocznie się na początku lipca, a celem pierwszej załogi będzie doprowadzenie jachtu do znanego kibicom Adama Małysza norweskiego Trondheim. My dojedziemy tam samochodem i wymienimy przyjaciół z Nakła, dzięki którym skrócimy nieco czas wyprawy.

Tomasz Marasek, lipiec 2001
 
 
 
Designed 2003 ::
TopTop :: HomeHome ::
© Copyright 2024 Michał Domański, lenino@o2.pl