Marek Hermach, instr. Zegl. PZŻ

Konferencja bezpieczeństwa 1997

Trzebież 1997

Błędy nawigacyjne ... i nie tylko (IV)

3.03.1997 r. rozegrała się jedna z największych tragedii na tych wodach. Do wypadku doszło w niedzielę Jacht "Amorka", klasy Foka 2; PZ-2887 o długości całkowitej 5,45 m; szerokości 2,05 m; o zanurzeniu 0,9 m z ciężkim mieczem szybrowym; o pow. Ożaglowania 16 m2 zbudowany w Morskiej Stoczni Jachtowej w Szczecinie w 1981 r., max. liczba załogi 5 osób, a należący do prywatnego armatora opuścił około godz. 1400 przystań żeglarską w Szczecinie Skolwinie z zamiarem udania się do Lubczyny nad Jeziorem Dąbskim.

Na jego pokładzie znajdowało się 7 młodych ludzi, 4 Polaków i 3 Niemców, w tym 2 kobiety. Mimo, że świeciło słońce, a niebo było bezchmurne prognoza pogody była zła. Zapowiadano wiatr SW do W 5-7°B następnie tężejący w godzinach popołudniowych 8-9°B. Jacht niósł komplet żagli, pokonał Kanał Skolwiński, Inoujście i będąc u północnych brzegów Jeziora Dąbskiego w okolicy betonowej barki, stracił stateczność i wywrócił się na prawą burtę. "Amorka" nabrała wody i zatonęła. Siedmioro żeglarzy unosiło się na wodzie trzymając jednego koła ratunkowego. Po kilku chwilach, ze względu na bezpośrednią bliskość brzegu dwóch żeglarzy Polak i Niemiec zdecydowali się pozostawić pozostałą piątkę i płynąć wpław do brzegu. Oni właśnie uratowali się i wezwali pomocy.

Pozostała piątka utonęła. Pierwsze wezwanie o pomoc o godz. 1610 na kanale 9 CB radio przyjął ochotniczy ratownik dyżurny. Powiadomiono Komisariat Portowy, a o godz. l300 dyżurnego Komendy Wojewódzkiej Policji. Rozpoczęto akcję ratunkową na szeroką skalę: Niestety; w początkowej, tej najważniejszej fazie, kiedy istniała szansa uratowania ludzi zabrakło śmigłowca. Helikoptery ściągnięto dopiero z Darłowa i Poznania. Przeszukiwano z lądu brzeg jeziora.

Na próżno: W okolicy Lubczycy, w trzcinach odnaleziono jedynie koło ratunkowe. Około godz 0830 rano, następnego dnia przerwano akcję ratunkową. Kadłub zatopionego jachtu zlokalizowano w bezpośrednim sąsiedztwie wrak betonowca.

Jak doniosła prasa "uratowani później mówili, że około 100m od brzegu widzieli płynącego mężczyznę, a 200m dalej -2 osoby przy ratunkowym kole". Nie dotarli do zbawczego brzegu, który był tak blisko. Główną przyczyną ich śmierci była najprawdopodobniej niska temperatura wody. W chwili pisania tego opracowania trwało postępowanie wyjaśniające prowadzone przez Prokuraturę.

Dlatego na pełną interpretację wypadku trzeba będzie poczekać do jego zakończenia. Ale już teraz, z pewnością można powiedzieć, że "Amorka" opuściła przystań niezdatna do żeglugi; ze względu na zbyt dużą liczbę załogi. Konstruktor jachtu Jerzy Pieśniewski dopuszczał max:5 osób, które mogą przebywać jednorazowo na pokładzie jachtu. Każda osoba więcej zupełnie zmieniała stateczność jednostki, co w połączeniu z faktem, że zaprojektowano ją jako łódź mieczową daje całkowicie jednoznaczny wniosek. Tylko wyjątkowy zbieg okoliczności w tych warunkach mógł spowodować, iż jacht się nie wywróci. Nie wydarzył się. Zupełnie niepotrzebnie życie straciło pięcioro młodych ludzi. Przykre, że tak tragicznie rozpoczął się ten sezon.

Literatura:

I. M. Ćwiakowski: Stomil na brzegu. Żagle 1/92

2. A. Gedymin: Żeglarze ratują żeglarzy. Żagle 1/92

3. A. Komorowski: Awarie, mielizny. Cousteau. Żagle 2/94

4. Z. Kowalski: Juranda spotkania z mielizną. Jachting 3/91

5. J. Pieśniewski: Foka. Żaglowy jacht turystyczny z laminatu P/S. Żagle i Jachting Motorowy 4/75

6. Wejście s/y Cousteau na mieliznę na Zalewie Szczecińskim w dniu 3.05.1993 r. Prawo i Orzecznictwo Morskie 33-34/94, Gdynia 1994 r.

7. Wejście s/y Stomil na mieliznę i uderzenie w falochron portu Świnoujście. Prawo i Orzecznictwo Morskie 25-26/92. Gdynia 1992 r.