HomeHome ::
Użytkownik nie zalogowany :: Zaloguj się
Data :: 2024.04.27
 
Rejsy Rejsy
Czartery Czartery
Szkolenia Szkolenia
Zdjęcia Zdjęcia
Ogłoszenia Ogłoszenia
Forum Forum
Wydarzenia Wydarzenia
Materiały Materiały
Opowiadania Opowiadania
Zgłoszenie Zgłoszenie
Kontakt Kontakt
Linki Linki
Login
Hasło
 
Opowiadania :: Boże Narodzenie
 
:: "Phuket" ::

Kochani !
    Nie martwcie się o nas - podczas fali powstrząsowej byliśmy na jachcie i nic nam się nie stało! O godzinie 9.15 rano w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia 26 grudnia, bez ostrzeżenia ogromna fala uderzyła w Phuket, nikt nie wiedział co się dzieje i nikt nie zdawał sobie sprawy z powagi i zagrożenia. Będąc na pokładzie zauważyliśmy, że coś dziwnego dzieje się z jachtami, na kotwicowisku w zatoce Nai Harn w południowo zachodniej części Phuketu stało wtedy na kotwicy około 70 jachtów. Wszystkie zaczęły się dziwnie obracać, każdy w innym kierunku. Wtedy zauważyliśmy, że plaża jest pusta, natomiast wszystkie leżaki i parasole pływają w wodzie, a na falochronie za plażą kłębi się dziki tłum gapiów. Wtedy znów nas obróciło o 180 stopni i znów staliśmy rufa do plaży, już wtedy wiedzieliśmy, ze cos jest naprawdę nie tak, ze nie jest to zwykły przybój, zobaczyliśmy, ze część jachtów podnosi kotwice i ucieka z zatoki, w tym samym czasie ujrzeliśmy gore wody zbliżającą się od strony morza w naszym kierunku, była ona tak duża, ze zakryła na moment jachty stojące dalej od brzegu. Uruchomiliśmy silnik, choć i tak zdawaliśmy sobie sprawę, że przy tej sile niewiele on nam pomoże, ale chcieliśmy przynajmniej mieć sterowność i choć trochę zniwelować napięcia na łańcuchu kotwicznym. Fala ta przeszła przez nas bezboleśnie, głębokość jednak podskoczyła o 4 metry, ta góra wody majestatycznie i powoli wlała się na plażę i z impetem rozbiła o falochron. Ludzie widząc zbliżającą się wodę zaczęli w panice uciekać. Po paru chwilach woda zaczęła się cofać zabierając wszystko ze sobą, fala znów obróciła nas z impetem, a głębokość spadła o 6 metrów, staliśmy w środku rwącego nurtu rzeki, która na domiar złego co chwile zmieniala kierunek. Już ta pierwsza fala zmiotła z powierzchni wszystkie restauracyjki i sklepy znajdujące się za plażą, woda wokół nas wyglądała jak jedno wielkie śmietnisko. Kilkakrotnie jeszcze fale wchodziły do zatoki, ale były już zdecydowanie mniejsze, nastąpiła około 20 minutowa przerwa, połowa jachtów uciekła na wodę, wszyscy myśleli, ze już po wszystkim, i wtedy przyszła ta największa fala, gdy przyszła, głębokość na logu podskoczyła do 14 metrów, gdy się cofnęła pod kilem mieliśmy już tylko 3 metry, a miedzy nami, a plażą ukazał się ogromny rów, ta ostatnia fala nie dala ludziom szansy, zabrała wszystko, zostawiając plażę czystą, a za nią hałdy gruzu. W tym czasie niedaleko naszego jachtu ujrzałam mężczyznę w wodzie przy skałach walczącego o życie i rozpaczliwie wołającego o pomoc, na szczęście jeszcze bliżej niego stał katamaran, którego właściciel w parę sekund już był w dinghy i już wyciągał go z wody. Po tej ostatniej fali nastąpiła cisza, nikt nie wiedział co robić, jachty wciąż podnosiły kotwice i dołączały do tych kilkudziesięciu dryfujących na zewnątrz. Po godzinie przez radio VHF rozniosła się wiadomość, ze była to fala powstrząsowa po trzęsieniu ziemi, które nastąpiło w Indonezji. Nikt nie wiedział co robić na radiu aż wrzało, po paru minutach rozniosła się wiadomość ze za godzinę ma przyjść jeszcze większa fala, jachty uciekały z kotwicowiska jak szczury z tonącego okrętu. Zdecydowaliśmy się również, że podnosimy kotwicę, staliśmy stosunkowo blisko plaży i naprawdę baliśmy się tej drugiej fali, to i tak cud, że nie zerwało nas z kotwicy za pierwszym razem!

    Dołączyliśmy więc do innych jachtów dryfujących parę mil od brzegu. Już wtedy wiedzieliśmy, że nie ma dokąd płynąć i jedynie morze zdawało się w tej chwili bezpieczne i dawało schronienie, czuliśmy się jak na Arce Noego. Druga fala nigdy nie przyszła, więc jachty powoli zaczęły wracać do zatoki, również my przed wieczorem postanowiliśmy wrócić. To co zobaczyliśmy po powrocie było okropne ! Jednak tak naprawdę mieliśmy dużo szczęścia, ludzie z jachtów, które stały na Phi Phi Don byli świadkami prawdziwej tragedii, wyspy praktycznie nie ma, fala zabrała wszystko, zginęło wielu ludzi, dokoła jachtów pływały zwłoki !

    My jakoś się trzymamy, wszyscy próbują się jakoś zorganizować i odnaleźć w tej nowej sytuacji, szczególnie jachty płynące dalej na Morze Czerwone tak jak my. Będziemy na bieżąco informować o naszych planach, wciąż siedzimy jak na beczce prochu, bo nie wiadomo co przyniesie następny dzień !

Ściskamy załoga Karolki.
Załoga s/y "Karolka", grudzień 2004
 
 
 
Designed 2003 ::
TopTop :: HomeHome ::
© Copyright 2024 Michał Domański, lenino@o2.pl